19 lutego 2013

próbuje dogonić swój dzień




nie chodzi o wszystkie jazdy, kłótnie, słowa rozrywające serce na drobne kawałeczki
nie chodzi o nieprzespane noce, wypłakane łzy, tabletki, blizny, miesiące z głową w kiblu ani o przeszywający głód ani o strach, który paraliżuje całe ciało i myśli.
nie chodzi o dziecko z rozbitego małżeństwa czy o nastolatkę z problemami, jedną z wielu, o to, że nie moge sobie pozwolić na to, co chce, bo z kasa bywa różnie.
wszystkie wybory, błędy, te dwie godziny wyjęte z życia, ta niechciana dorosłość..
chodzi o to, że chyba bardzo cierpię w środku i nie umiem sobie pomóc.
nie umiem tego powiedzieć wprost, bardzo chciałabym żeby ktoś zatrzymał się, umiał spojrzeć w głąb mnie i wsłuchać się w to ciche dziecięce łkanie.
przecież już tyle rzeczy się zmieniło, poukładałam mój mały bałagan, zewsząd same pomocne spojrzenia i dobre chęci, a mimo to ja miotam się jak zwierzę uwięzione w klatce.
duszę się we własnej bezradności, niemocy i lęku. kurczowo trzymam się schematów odwróconych wartości nie potrafiąc znaleźć źródła tej niszczącej mnie siły. nie potrafię jej znaleźć, nazwać, a odkąd przestałam wymiotować nie znam sposobu żeby ją wyrazić.
stąd te wszystkie kalejdoskopy emocji, cała złość i łzy.